27 grudnia 2010

Paluchy selerowe i pasztet z soczewicy


Nie miałam wiele czasu na przedświąteczne pichcenie, na szybko zmontowałam kilka potraw, w tym dwie, które szczególnie polecam. Hitem okazały się paluchy selerowe brane początkowo (ze względu na wygląd) za rybne. Inspiracją był przepis H. Szymanderskiej z książki "Kuchnia Polska. Potrawy regionalne" (bardzo polecam, jest pięknie wydana, znajdziecie w niej wiele inspiracji na regionalne potrawy wegetariańskie, które łatwo można przerobić na wegańskie) na selery w cieście piwnym, przerobiłam je na paluchy w wersji wegańskiej. Wszystkim smakowały poza moją córką /:(/, ale młoda jest, wybaczam ;) Dodam jeszcze, że panierki można użyć tradycyjnej, ale polecam wypróbowanie mojej, ma duże znaczenie dla smaku całości. Można też oczywiście dodać ulubione przyprawy, u mnie podstawowe.

paluchy selerowe

Składniki
1 duży seler (mój był ogromny, ważył ponad kilogram, myślę, że 1,2 kg)
ok 1,5 litry wody + mleko ryżowe, dodałam 3 szklanki (czytałam o dodawaniu mleka krowiego do gotowania selera w celu zachowania białego koloru; moim zdaniem wystarczy późniejszy dodatek soku z cytryny, ja mleko ryżowe dodałam z konieczności, gdyż termin mnie gonił, można ugotować go w samej wodzie)
niepełna łyżka soli
3 łyżki soku z cytryny
6 sporych łyżek mąki z ciecierzycy
gorąca woda (ok szklanki)
po 4 czubate łyżki płatków drożdżowych i wiórek kokosowych
2 czubate łyżki mąki kukurydzianej
sól, pieprz
olej do smażenia

Wykonanie
W garnku zagotowuję wodę z dodatkiem soli, wkładam wyszorowany szczoteczką korzeń, dolewam mleko, przykrywam i gotuję do miękkości ok 40- 50 minut, wyjmuję, przelewam zimną wodą, obieram i kroję w plastry grubości ok 1 cm, następnie w słupki, jak na frytki.
Do miski wsypuję mąkę z ciecierzycy i dolewam tyle gorącej wody by powstała masa o konsystencji rzadszego budyniu, wsypuję kilka szczypt soli i mieszam. Na oddzielnym talerzu mieszam płatki drożdżowe, wiórki kokosowe i mąkę kukurydzianą. Kawałki selera zanurzam najpierw w masie ciecierzycowej, następnie w panierce, wykładam na rozgrzany na patelni olej i smażę na złoto z obu stron. Wykładam najpierw na papierowe ręczniki, następnie do garnka, przesypując kilkoma szczyptami soli i pieprzu. Smakowały zarówno na zimno jak i na ciepło, można je przygotować na obiad, na ucztę świąteczną lub inną imprezkę; tak przygotowane selery można również dodatkowo zamarynować w sosie greckim i podać w miejsce ryby po grecku (klik klik)
Kolejna potrawa to klasyk, pasztet z soczewicy, świetne koło ratunkowe, zawsze wychodzi dobry, smakuje również 'mięsnej' części biesiadników. Ja robię go w różnych wersjach, zmieniam zestaw dodanych warzyw, bawię się proporcjami i doborem przypraw, czasami mieszam soczewicę zieloną z czerwoną, można do niego dodać podsmażone pieczarki lub prawdziwe grzyby. Dzisiaj prezentuję pasztet z dodatkiem curry, słodkiej papryki i kolendry, pycha, polecam!

pasztet z soczewicy

Składniki
(foremka o wymiarach 25 x 14 cm)
300 g zielonej soczewicy
1/2 szklanki oleju rzepakowego
1/2 szklanki kaszy manny
1 niepełna łyżka przyprawy curry (zwykłej najzwyklejszej)
1 płaska łyżka słodkiej papryki
1 płaska łyżeczka zmielonej kolendry
2 cebule
1 średnia marchew
kawałek selera korzeniowego
sól

Wykonanie
Soczewicę porządnie płuczę, jeśli macie czas, to ją namoczcie, wsypuję do garnka, zalewam wodą (ok 3 objętości ziaren), zagotowuję, wsypuję niepełną łyżkę soli, przykrywam i gotuję pod przykryciem na wolnym ogniu. Po ok 30 minutach podnoszę pokrywkę i mieszam intensywnie ziarna drewnianą łyżką by część się rozpadła /jeśli macie chęć można je przekręcić przez maszynkę, ja przy takiej ilości wolę  metodę łyżkową ;)/.
Z oleju przeznaczonego na pasztet odlewam kilka łyżek i smażę pokrojoną w kostkę cebulę, do zeszklenia, dorzucam startą na tarce marchewkę i seler i smażę chwilkę, dodaję do soczewicy. Na patelni rozgrzewam kolejnych kilka łyżek oleju, dodaję curry, paprykę i kolendrę, smażę ok 2 minut i dodaję do warzyw, mieszam, doprawiam solą, dodaję kaszę i pozostałą część oleju, mieszam i przerzucam do keksówki. Piekę ok godziny w nagrzanym do ok 200 st C piekarniku. Kroję po przestudzeniu.


Oceń przepis:

22 grudnia 2010

Smażone tofu w zalewie octowej


Powoli wracam do żywych, do normalności, do blogowania :) Ponieważ zbliżają się Święta, uraczę Was przepisem świątecznym. Jakiś czas temu pisałam o wegetariańskiej 'rybce' czyli wkładzie wege w tzw sosie greckim (klik klik). Dzisiaj znów o 'rybce' ;) Pomysł inspirowany przepisem na śledzie, które najpierw są smażone w panierce, następnie marynowane w zalewie octowej; osobiście takich śledzi nie jadłam, ale z powodzeniem goszczą w tej formie w wielu domach. Przyznam, że pomysł usmażonej bazy, którą marynuje się w zalewie octowej przypadł mi do gustu. Robiłam w ten sposób kotlety sojowe, ostatnio tofu i o ile tofu /jak zwykle w mojej suiektywnej opinii/ wygrywa smakowo, to panierka wypadła słabiej; do kotletów zrobiłam bardziej solidny pancerz, trzymał się w marynacie wzorowo, od tofu kołderka miejscami się odklejała, ale i tak wyszło smakowicie. Polecam jako zimną przystawkę na ucztę świąteczną czy imprezę lub po prostu dodatek do chleba.
Na chwilę jeszcze o wersji z kotletami (chodzi o tzw proteinę sojową), kilka osób pytało mnie o bezjajeczną wersję na panierkę, mi posmakowała taka: 'kotlety' gotuję w niewielkiej ilości wody (na poziom kawałków sojowych) z dodatkiem pokrojonych warzyw (marchew, mała pietruszka, kawałek selera), soli, 2 listków laurowych, 3 ziarenek ziela angielskiego, wrzucam również niewielką cebulę i 2 ząbki czosnku (w obierkach, jedynie umyte). Wywar z warzywami i przyprawami gotuję najpierw ok 15 minut, wtedy dorzucam kotlety, kilka minut wspólnego gotowania i wyrzucam na sitko. Podkład zrobiłam z mąki z ciecierzycy i gorącej wody (na opakowanie kotletów zużyłam 6 łyżek mąki i ok szklanki wody), do miseczki należy wsypać mąkę i mieszając widelcem wlewać stopniowo wodę w takiej ilości by utworzyła się kleista masa. Sypnęlam do niej kilka szczypt soli. Panierkę zastosowałam jedną z moich ulubionych, pisałam o niej tu (klik klik) (płatki drożdżowe, wiórki kokosowe, w stosunku 1 :1 :1 ), tylko zmniejszyłam ilość mąki kuku o połowę. Ugotowane kotlety maczałam najpierw w masie ciecierzycowej, następnie w panierce i smażyłam na złoto z obu stron. Przestudzone poleciały do marynaty, o której za chwilę, jednak muszę podkreślić, że kotlety tak usmażone (jeszcze przed marynowaniem) to były jedne z lepszych jakie jadłam :)
Teraz o tofu.

Składniki
1 kostka tofu naturalnego
sos sojowy
kilka łyżek mąki z ciecierzycy lub innej, kukurydzianej lub ziemniaczanej
olej do smażenia
zalewa
2 szklanki wody
7 łyżek octu jabłkowego
łyżeczka soli
2 czubate łyżki suszonej żurawiny (można użyć rodzynek lub nieco cukru)
łyżeczka ziaren gorczycy białej
6 listków laurowych
8 ziarenek ziela angielskiego
3 małe cebule

smażone tofu w zalewie octowej

Wykonanie
Tofu suszę nieco, ściskając owinięte papierowym ręcznikiem. Kroję w kawałki (wg upodobań), każdy z nich zanurzam najpierw w sosie sojowym, następnie w mące ciecierzycowej i smażę na rozgrzanym oleju z obu stron, wykładam na papierowe ręczniki.
Do garnka wlewam wodę i ocet, dodaję sól i mieszam porządnie, zagotowuję, wrzucam pokrojoną cebulę (w plasterki lub piórka) i wyłączam gaz. Gdy marynata przestygnie w miseczce układam kawałki tofu przekładając je wypłukaną żurawiną (nie trzeba jej moczyć, wypłukać, ewentualnie pokroić), listkami laurowymi, ziarenkami ziela angielskiego, gorczycą i zalewając marynatą z dodatkiem cebuli. Przykrywam i wstawiam do lodówki na noc. To właściwie tyle, dodam tylko, że w miejsce tofu czy kotletów sojowych można użyć pieczarek czy kani lub warzyw, np selera korzeniowego, będę eksperymentować! :)
Przy okazji nadchodzących Świąt i Nowego (LEPSZEGO oczywiście) Roku, wszystkim którzy tu zaglądają lub wpadną przypadkowo, życzę wszystkiego co najlepsze, spełnienia marzeń, spokoju ducha i radości, cieszmy się z tego co mamy i czego nie mamy :)


Oceń przepis: