Dzisiaj coś dla wielbicieli kremowych zup, do których niewątpliwie również się zaliczam, samych zielonych kremów jest u mnie przynajmniej cztery: krem ze szpinaku (klik), krem z brokuła (klik), z rzeżuchą (klik) i z pieczonych szparagów (klik), dokładam więc kolejny.
Sezon na bób w pełni, zajadamy się nim codziennie prosto z garnka, ale staram się wycisnąć z niego jak najwięcej, włączając do różnych potraw, kilka z nich pojawiło się na blogu, między innymi kotleciki (klik) czy pasta do chleba (klik), a dzisiaj zapraszam na pyszny krem z bobu w cudownym zielonym kolorze!
Składniki
(4 - 6 porcji)
1 kg świeżego bobu
2 nieduże marchewki
średnia pietruszka
kawałek selera korzeniowego
kawałek pora
3 średnie ziemniaki
4 czubate łyżki posiekanego koperku
4 duże ząbki czosnku
4 łyżki oliwy/ oleju
3 liście laurowe
4 ziarenka ziela angielskiego
szczypta startej gałki muszkatołowej
sól
Wykonanie
W garnku zagotowuję wodę, wrzucam przepłukany bób, gotuję na niewielkim ogniu przez 5 - 6 minut, przerzucam na sitko, przelewam zimną wodą i... obieram. Tak, obieram! Nie zjem bobu ze skórą w żadnej postaci, poza tym esencja smaku znajduje się właśnie pod skórką. Można to zrobić wieczór wcześniej /i włączyć np. ciekawy film lub przeglądać inspiracje na blogu Sojaturobię ;)/, wtedy ugotowanie samej zupy zajmie niewiele czasu.
W garnku zagotowuję wodę (optymalnie na tę porcję bobu i prawdziwy bobowy krem to moim zdaniem litr i szklanka), wrzucam pokrojone marchewki, pietruszkę, seler, ziemniaki i por w całości, jeśli macie seler z nacią, to warto dorzucić również ze 2 łodygi z liśćmi. Zagotowuję, dodaję liście laurowe, ziele angielskie i niepełną płaską łyżkę soli, gotuję na małym ogniu pod uchyloną pokrywką przez ok 30 minut. Pod koniec gotowania wywaru przygotowuję bób.
Na patelni rozgrzewam olej, wrzucam posiekany koper, podgrzewam na niewielkim ogniu przez ok 3 minuty, dodaję bób, mieszam, po ok 5 minutach wciskam przez praskę czosnek, posypuję szczyptą soli i po porządnym wymieszaniu wyłączam gaz.
Z garnka wydobywam liście laurowe, selerowe, por, ziele angielskie i marchewki (jeśli nie zależy Wam na kolorze - możecie je zostawić, ja chciałam uzyskać soczyście zielony krem), dodaję zawartość patelni i miksuję na gładko. Dodaję szczyptę gałki, można też doprawić innymi przyprawami. Zupę można okrasić lubianymi ziarnami, smacznego :)
nie ma co, robimy dzisiaj! :)
OdpowiedzUsuńBób ze skórą jest najlepszy :)
OdpowiedzUsuńnie ma mowy! :)
UsuńJa i entuzjastka zup typu krem i tez uważam ,że co jak co, ale bób tylko obrany :D
OdpowiedzUsuńEj Asia jak się zupą robi takie pyszne zdjęcia? Mniam mniam
właśnie ugotowałam bób i przyznam, że drży mi ręka: kotleciki z płatkami migdałowymi kuszą, wabią, nęcą, śpiewają do mnie. oooch. jest coś takiego w połączeniu idealnie zblendowanego bobu (gładkość, aksamit) z pokruszonymi przyprażonymi migdałami (chrupiące grudki) i siekanym koprem (dobiny), co sprawia, że wygrywa ze wszystkim. zaspokajają ten aspekt smaku, który wiąże się nie z odbieraniem wrażeń typu: słodkie, słone, kwaśne, gorzkie, tylko - bo ja wiem - z dotykiem? fakturą? konsystencją? stanem skupienia? wiecie, o co cho?
OdpowiedzUsuńoch, doskonale! :) zblendowany bób detronizuje inne warzywa fantastycznie aksamitną fakturą.
Usuńzupa przepyszna, doprawiałam wędzoną papryką, czosnkiem, sokiem cytrynowym, świeżo zmielonym pieprzem i prażonymi pestkami słonecznika.
Bób i kwiatki, poproszę!
OdpowiedzUsuńMoje pierwsze świadome wegańskie danie :-) Ociupinke zmodyfikowane: wyjęłam jedynie liście laurowe i liście selera, reszę warzyw zmiksowałam. Krem jest fantastyczny! Podany z uprazonymi ziarnami słonecznika. Dziekuję za przepis :-)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę! :)
UsuńJa zielone kremy robię inaczej- ograniczam się do użycia głównego warzywa np. bobu, naturalnego bulionu warzywnego i dodatków. Nie dodaję zazwyczaj już innych warzyw, a już na pewno nie ziemniaka. Może i nadaje bardziej aksamitną konsystencję, ale ja strasznie nie lubię ziemniaków w jakiejkolwiek zupie. Niemniej na zdjęciu zupa wygląda super!
OdpowiedzUsuńWygląda pysznie. Hmm po weekendzie muszę koniecznie zrobić, nic trudnego w tym przepisie nie ma. :) Może do mojej mamy w końcu dotrze, że bób można jeść pod wieloma postaciami, a nie tylko sam jako podwieczorek (jakaś dziwna tradycja).
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle nigdy nie słyszałam, żeby ktoś zjadał bób ze skórką. :D
Zrobiłam i moim zdaniem pyszna! Polecam wszystkim - nawet mój mąż-mięsożerca się za bardzo nie krzywił :)
OdpowiedzUsuń