Dzisiaj chciałam Wam pokazać świra, który się we mnie narodził- świra dyniomaniaka :)
Tygodnie
kwietnia, maja, czerwca i lipca (sierpnia i września również, ale już
nie tak intensywnie) w moim życiu leciały pod znakiem dyń: nasiona w
doniczkach, podpisywanie, podlewanie, przykrywanie folią, wynoszenie na
balkon, zabieranie, radość z wykiełkowanych roślin, wysadzanie do
gruntu, potem produkcja gnojówki z pokrzywy (nazwa nie bez kozery,
zapach podły, ale dobroczynny dla roślin) i podlewanie nią roślin,
produkcja wywaru skrzypowego (gotowany skrzyp pachnie wspaniale!) i
opryski nim, potem radość z pierwszych zawiązanych owoców, następnie
smutek spowodowany mocno deszczowym lipcem (lało tak bardzo, że ziemia
nie nadążała wciągać wody między kolejnymi bardzo obfitymi opadami,
przez wiele dni owoce taplały się albo w wodzie, albo w błocie,
straciłam wiele roślin, niektóre owoce nawet jeśli przetrwały, to urosły
do rozmiaru połowy tego, jaki przewidują widełki dla danej odmiany), w
sierpniu pojawiły się choroby grzybowe, więc znowu zamartwianie się,
obrywanie chorych liści i oprysk skrzypowy... ale, jak widzicie "trochę"
z tej całej "zabawy" mam :)
Jak to się wszystko zaczęło? Oto przepis, przepis na świra dyniomaniaka :)
W zeszłym roku, zachwycona dynią Hokkaido
(Red Kuri, Uchiki Kuri), propagowałam ją na moim stole i na blogu
również :) Jednak ta dynia nie kupiła mojej córki nawet w 1%, próbowałam
dodawać ją do lubianych dań, mieszałam z innymi dyniowymi odmianami,
opowiadałam o zaletach jakie niesie jedzenie dyń, NA NIC!
Postanowiłam
jednak powalczyć o przychylność mojej córki do dyń, zwłaszcza gdy
przeglądałam wspaniałe zdjęcia i opowieści o dyniowych farmach na blogu
Bei (klik), sami przyznajcie, nie da się obok tych wszystkich wspaniałości pozostać obojętnym (SKŁADNIK nr 1- odwiedzić blog Bei).
Odwiedziłam
również kilkuhektarową dyniową plantację "Pana Dyni" znajdującej się
kilkanaście kilometrów ode mnie i zamarłam! "Jestem w raju"-
powiedziałam i usiadłam. "Pan Dynia" uprawia dynie na skalę przemysłową,
miał kilka hektarów dyń o różnych kolorach, kształtach i gramaturach.
Niestety
nie znał swoich odmian, po omacku poznałam kilka, zapakował mi kilka
skrzynek różnych dyniek /w tym wiele typowo ozdobnych- dla córci/ i tak
zaczęłam się rozkręcać w temacie dyniowym (SKŁADNIK nr 2- zobaczyć, jak bardzo różnorodny jest świat dyń:
kolory, kształty, wielkości, żebrowania- już sam widok ma pozytywne
działanie na człowieka, dynia pod względem różnorodności nie ma
konkurencji).
Potem wpadłam w sidła forum o uprawach (nie tylko warzywniczych) i spotkałam podobnych sobie zafascynowanych dyniami ludzi (SKŁADNIK nr 3), od których wiele się nauczyłam i zaczęłam szukać odmian, które można byłoby wypróbować na własnym gruncie (SKŁADNIK
nr 4- poznać jak wiele jest odmian dyń o różnym zastosowaniu i
zdecydować się tylko na X- naście, - dzieści spośród SETEK!).
Skusiłam
się również na zakup książki A. Goldman "The Compleat Squash", która
jest swego rodzaju odą na cześć dyń. To chyba najlepsze, najbardziej
kompleksowe wydanie w tym temacie ever. Autorka opisała w książce wiele
odmian, opisom towarzyszą przepiękne zdjęcia jakby były robione w
dyniowym muzeum. Są również podstawowe informacje na temat uprawy,
zbioru, przechowywania tych warzyw, jest również garść przepisów. Składnik nr 5- książka Amy Goldman.
Składnik nr 6- własna uprawa.
Praca przy uprawie, podglądanie wzrostu roślin, radość z pierwszych
zawiązków i wzrostu owoców, obserwacja wybarwiania się i nareszcie zbiór
:)
Oto
część z moich zbiorów; ciężko polecić swoje typy, każdy z nas ma inny
smak, różne odmiany charakteryzują się innym smakiem (czy raczej
posmakiem), różną zwartością i grubością miąższu, różną zawartością
pestek i ich wielkością, mają różne gabaryty, różne walory dekoracyjne.
Myślę, że warto posiadać różne odmiany i drogą eliminacji wybierać te,
które będą nam najbardziej odpowiadały. Aktualnie najbardziej jestem
zachwycona odmianami "niebieskimi" (blue); butternutami (konkretnie
odmianą "Waltham Butternut") i zjawiskowymi piżmowymi dyniami
japońskimi. Przepraszam za nasłonecznione zdjęcia, ale jak złapałam
aparat, by cyknąć fotki suszącym się warzywom, świeciło słońce i nie
miałam siły, by przenosić je w cień, fotki absolutnie nie oddają uroku
tych dyń.
Dynie piżmowe (moschata): Waltham Butternut oraz Sweet Berry:
Dynie olbrzymie (maxima): Ebisu, Chestnut, Hokkaido, Blue Hokkaido, Yukigeshou:
Dynie olbrzymie bananowe: Pink Jumbo Banana oraz Sibley:
Dynie olbrzymie "blue": Blue Hubbard, Jarrahdale oraz Triamble:
Japońskie dynie piżmowe: Hayato, Black Futsu, Chirimen oraz Shishigatani:
Światowe dynie piżmowe: Muscade de Provence, Musquee du Maroc oraz Musquee des Caraibes:
Swoją podróż po dyniowym świecie dopisuję do Festiwalu Dyni organizowanego przez Beę :)
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń