Topinambury
posadziłam u siebie po skonsumowaniu kilku maleńkich bulw, które
zachwyciły mnie swym smakiem. W przeciągu kilku dni pojawiły się
zielone łodygi, które odważnie pięły się w górę dochodząc nawet do ok 4
metrów wysokości. Musiałam je w trakcie podwiązywać by wichury nie
zniszczyły mojej cennej uprawy. Kwitły bardzo późno (październik-
listopad) małymi żółtymi kwiatkami. Poucinałam, a raczej porąbałam
łodygi, wczesną zimą wykopałam bulwy. Przyznam, że topinambury okazały się dla mnie niezwykle imponujące, z tak małych sadzeniaków wyrosły ogromne łodygi, a pod ziemią bulwy rozmnożyły się i rozprzestrzeniły również bardzo ekspansywnie.
Bulwa- matka rozwinęła korzeń, z którego rozmnożyły się dłuższe pędy, a
na ich końcach urodziły nowe warzywa. To co mnie zadziwiło w pozytywny
sposób, innym amatorom tego warzywa może przysporzyć kłopotów.
Sadzenie topinambura musi się więc odbywać w sposób przemyślany, ze
względu na wysokość zieleniny i ekspansywny rozrost korzeni, trzeba mu znaleźć w miarę odosobnione miejsce by nie zagłuszył innych upraw.
Bulwy wykopałam wczesną zimą,
wrzucałam je do dużego wiadra przesypując ziemią, następnie wiaderko
włożyłam do wykopanego dołu i przykryłam gałęziami świerków, tak
zimują. Polecam ten sposób przechowywania nie tylko tych, ale i innych
korzeni, cały czas są jak świeżo wykopane.
Kulinarnie
topinambur nieco mnie rozczarował, okazało się, że nie jest tak łatwy i
przyjemny jak mi się wydawało. Pogryzany na surowo- owszem- ale w
niewielkiej ilości i raczej te mniejsze sztuki, są smaczniejsze. W
surówkach i sałatkach na surowo nie bardzo mi odpowiada, ani tarkowany
ani krojony. Pieczony okazał się paskudny,
prawdopodonie wynika to z braku mojej wiedzy, bulwy piekłam wyszorowane
bez obierania, wysmarowane oliwą z dodatkiem solidnej dawki czosnku i
posolone, nie polecam! Być może należy je najpierw podgotować, nie wiem
gdzie tkwił błąd. Za to odkryłam, że frytki z topinambura choć nienajzdrowsze, to całkiem smakowite są :).
Dzisiaj danie obiadowe- curry ze szpinakiem- strzał w dziesiątkę i
pojawiło się światełko w tunelu, że topinambury mogą być jednak smaczne
:)
Jeszcze jedna ważna uwaga, topinambury ze względu na zawartość inuliny
mogą powodować reakcje wiatropędne ;) ; czytałam o niwelowaniu tych
niedogodności przez dodawanie do gotowania warzyw soku z cytryny i sody,
niestety nie znam proporcji.
Składniki
(dla 3- 4 osób)
ok 700 g bulw topinambura
ok 400 g mrożonego szpinaku (jeśli świeży podwajamy ilość)
1 puszka mleko kokosowego
ok 1/2 szklanki bulionu warzywnego lub wody
2-3 łyżki soku z cytryny
4 łyżki oliwy/ oleju
po 1/2 łyżeczki zmielonej kolendru i kuminu
1 płaska łyżeczka garam masala
1 czubata łyżeczka przyprawy curry w proszku
ok 10 cm korzenia imbiru
2 ząbki czosnku
1 łyżeczka soli
Wykonanie
Mrożony
szpinak rozmrażam. Topinambury porządnie myję, ścinam wszelkie odnogi
(w nich kumuluje się piach) i mamy kilka opcji do wyboru: obrać,
oskrobać lub wyczyścić szczoteczką, ja wybrałam metodę szczoteczkową:
ładnie i szyko się czyszczą i część skórki odchodzi. Kroję je następnie w
kilkumilimetrowe kawałki, mieszam z sokiem z cytryny.
Na
patelni rozgrzewam olej, wrzucam kolendrę, kumin, curry i garam masalę,
smażę na niewielkim ogniu przez kilka minut. Dorzucam starty na dronej
tarce imbir, smażę chwilę i wrzucam topinambury, smażę mieszając ok 10
min, dolewam bulion i podgrzewam do wyparowania wody, sypię sól
(proponuję najpierw dodać płaską łyżeczkę, potem można doprawić), dodaję
mleko kokosowe (przed otworzeniem porządnie wstrząsnąć), mieszam,
wrzucam odciśnięty z wody szpinak i trzymam na ogniu kilka minut. Na
koniec wciskam przez praskę czosnek i wyłączam gaz. Gotowe, smacznego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz