Zupę tajską pokazywałam już jakiś czas temu na blogu (klik), choć wiedziałam, że brakuje jej pewnych niuansów.
Jednak dopiero, gdy na imprezę sylwestrową, para znajomych przyniosła własną wersję tej zupy, zdałam sobie sprawę, jak daleka od prawdziwie tajskiej zupy, była moja mocno niedociągnięta wersja w smakach i aromatach.
Emilia i Piotr wielokrotnie podróżowali do Tajlandii, więc dobrze wiedzieli jakie powinny być przyprawy i proporcje, by odzwierciedlić smak zupy Tom Kha Gai. Tajska została przygotowana w dwóch wersjach, opcja wegetariańska zawierała pieczarki, gdyż jak twierdzą moi przyjaciele, tak właśnie wersja bezmięsna jest podawana w oryginale.
Postanowiłam w niedługiej przyszłości powtórzyć ją samodzielnie, gdyż smak za bardzo utkwił w mojej pamięci. Okazja nadarzyła się całkiem niedawno, kiedy zostałam obdarowana dwiema doniczkami aromatycznych ziół: kolendry i tajskiej bazylii, zebrałam pozostałe składniki i wzięłam się do roboty.
Tej roboty nie jest znowu tak dużo, przyszykowanie zupy jest dość szybkie i proste, ale nietanie i to jest jej jedyny minus. Myślę jednak, że od czasu do czasu warto sobie dawkować takie przyjemności.
Do swojej zupy, oprócz pieczarek, dorzuciłam również zielony groszek, którego słodycz doskonale równoważy ostre smaki oraz jarmuż.
Składniki
(6 - 8 porcji)
pół małej papryczki chili
4 źdźbła trawy cytrynowej świeżej lub około 10 kawałków marynowanej
czubata łyżeczka startego na drobnej tarce korzenia imbiru
sok z jednej limonki
6 suszonych liści limonki Kaffir
łyżeczka zmielonych ziaren kolendry
łyżeczka zielonej pasty curry (używam marki Kanokwan: chili 30%, trawa cytrynowa 20%, czosnek 15%, szalotka 10%, sól, galangal, kumin, limonka kaffir)
3 szklanki delikatnego bulionu warzywnego (opcjonalnie wody)
garść posiekanej świeżej kolendry
garść posiekanej tajskiej bazylii
1/2 kg drobnych pieczarek
2 szalotki
garść posiekanego jarmużu
2 szklanki mrożonego zielonego groszku
3 szklanki mleka kokosowego
2 łyżki sosu sojowego lub więcej
4 łyżki oleju
Wykonanie
W garnku o grubym dnie rozgrzewam olej, dodaję zmieloną kolendrę, drobno pokrojoną chili, imbir, pastę curry, pokrojoną, lekko rozgniecioną trawę cytrynową i cienko pokrojone szalotki, podgrzewam przez minutę.
Dodaję pieczarki ( w całości, dlatego warto wybrać te małe) z uciętymi trzonkami, mieszam, zamykam pokrywką i podgrzewam przez ok 10 minut, w połowie mieszam.
Wlewam bulion, dodaję liście limonki, zagotowuję i gotuję pod uchyloną pokrywką przez ok 20 minut.
Dodaję posiekany jarmuż, mleko kokosowe i sok z limonki, gotuję przez 5 minut, wrzucam przepłukany na sitku groszek i po kolejnych 5 minutach wyłączam gaz.
Część groszku (razem z jarmużem - jeśli się trafi - wyjęłam i zmiksowałam w blenderze, dla dodania słodkiego posmaku zupie, lekkiego zagęszczenia i chwilowego cudnego pastelowego koloru, który zaraz zepsujemy, przez dodanie sosu sojowego. Jeśli zdecydujecie się pominąć sos i przyprawić zupę solą, będzie ona nie tylko pięknie pachnieć, pysznie smakować, ale również przyjemnie wyglądać.
Wrzucam posiekaną świeżą kolendrę oraz bazylię, dodaję 2 łyżki sosu sojowego (potem można dodać więcej) i wyłączam gaz. Kładę pokrywkę i daję przeniknąć się smakom przez 10 minut.
Żdźbła trawy cytrynowej czy liście limonki, nie są oczywiście przeznaczone do konsumpcji, można je wyłowić, ja zostawiam , by wykorzystać ich smak i aromat w 100%.
Dzięki za inspirację! Te smaki za mną chodzą już od paru dni, a Twoja zupa wygląda na pyszną! :)
OdpowiedzUsuńmoje smaki - uwielbiam to bogactwo przypraw :)
OdpowiedzUsuńZupy tajskiej nigdy jeszcze nie jadłam , nawet nie wiem jak w przybliżeniu ona smakuje , ale ta twoja wygląda bardzo pysznie i malowniczo
OdpowiedzUsuńp.s wczoraj robiłam twoja fasole z migdałami i choć konkurencja potraw była mocna bo i krokiety z kiszona kapusta z grzybami i pyszne bułki z masłem wegańskim , dwie sałatki jarzynowe, kotlety z pestkami dyni i coś tam jeszcze to fasola znikła najszybciej
Jak rozumieć" żdżbło trawy cytrynowej"?
OdpowiedzUsuńjako sztukę trawy cytrynowej, jakoś dziwnie brzmi "4 trawy cytrynowe", więc dodałam "żdźbła" :)
UsuńAsiu, a czy tajska bazylia mocno różni się smakiem od tej zwyczajnej?
OdpowiedzUsuńtak, różni się, pomiń, jeśli nie msz dostępu
UsuńW końcu ją zrobiłam! :-) Jest fantastyczna, ale trudno, żeby taka nie była patrząc na składniki :-) Troszkę ją zmodyfikowałam. Nie dodałam mleka, bo bardziej pasuje mi do curry. Chciałam uzyskać efekt jak na ulicach bangkoku :-) Bardziej aromatyczny bulion, niż gęstą zupę. Użyłam też groszku cukrowego a zioła kładłam do miseczek i zalewałam wrzącym bulionem. Całość podana z makaronem ryżowym. No smak Tajlandii! Następnym razem do bulionu dodam laskę cynamony i kilka gwiazdek anyżku. Zupę robiłam na Twoim bulionie z pieczonych ważyw, co nadało jej wyraźnego smaku.
OdpowiedzUsuńEdyta, po dodaniu składników, o których piszesz, wychodzi zupa Pho, nad nią też pracuję, ale albo wychodzi zbyt aromatyczna, albo zbyt jałowa
Usuńaaaaa, jak ja napisałam warzyw!!!!!! chyba sie zaraz schowam do mysiej dziury :-) Co do Pho, to czekam z niecierpliwością i nawet nie będę kombinować robić sama, skoro Ty nadal nad nią pracujesz :-) A ja naiwnie myślałam, że wrzucę cynamon i anyżek i voila ;-)
OdpowiedzUsuńmam przepis od zaprzyjaźnionego Chińczyka, oni przypalają przyprawy (łącznie z cebulą - jak do naszego rosołu, chili, imbirem, kolendrą, kardamonem, anyżem, cynamonem) na suchej patelni lub w piecu, dodają "przypalanki" do bulionu i tak gotują kilka godzin; jednak nie potrafię znaleźć kompromisu między ilością przypraw, a odpowiednim smakiem;
Usuńjadłam kiedyś w Londynie przepyszną zupę Pho z cudownie zbalansowanymi aromatami, nie wiem, czy uda mi się to osiągnąć
Asia, ja wierzę, że w końcu znajdziesz odpowiednei proporcję i podzielisz się przepisem na blogu :-) Ja czekam z niecierpliwością. Oczekiwanie umilam sobie aktywnoscią w kuchni :-) Po Twojej zupie zostało mi sporo tajskiej bazylii, której bynajmniej nie miałam ochoty wyrzucać! A że dziś rano w drodze do pracy przechodziłam przez hale, to kupiłam 3 pęczki szpinaku, własciwie bez planu, co z nim zrobię, po prostu pięknei wyglądała, i teraz duszę go z bazylią i chili. Chyba wyszedł całkiem neizły dodatek do jakiegoś wege kotleta, albo do makaronu :-)
UsuńAsia, powiedziałbym, że to wegetariańska wersja zielonego curry, robię podobne ale wersje się bardzo różnią zależnie co mam zielonego ... i czy mam pieczarki. W Twojej wersji pasty jest stosunkowo mało co nadrabiasz innymi przyprawami. Past i sosów Kanokwan używam i rzeczywiście są dobre. Kiedyś przywoziłem z Niemiec, teraz też już dostępne pasty w plastikowych kubeczkach ale wtedy rzeczywiście długo zalegały. Polecam też dodatek cukru. Oryginalne zielone curry w tłumaczeniu nazywa się słodkie zielone curry, no i w ogóle to chyba nie robię tajskich dań bez choćby odrobiny cukru.
OdpowiedzUsuńCo do Tom Kha (Gai oznacza opierzonego zwierzaka więc ja to w nazwie pomijam) jest zupą znacznie prostszą, mleko kokosowe zaprawione chili, trawą cytrynową, kadafirem i przede wszystkim galangalem. Jest też pasta Kanokwan dla Tom Kha. Zaletą mleka kokosowego jest to, że można zakwaszać i się nie warzy (kiedyś mi się zwarzyło od jakiś warzyw ale już nie pamiętam od jakich).
Ale polecam Pad Thai - Tajska smażonka - makaron z warzywami. Używam tofu marynowanego lub sporadycznie wędzonego i też najlepiej sprawdza się sos Kanokwan do Pad Thai. O kuchni tajskiej to mogę opowiadać i opowiadać... będę wklejać w odcinkach jak będziesz publikować azjatyckie inspiracje.