27 czerwca 2013

Bezglutenowe placuszki jaglano - ryżowe

Nie mam problemu z glutenem, ale mam czasami chęć na bezglutenowe wypieki, placki czy naleśniki. Jakiś czas temu, zgłębiając tajniki kuchni bezglutenowej, odkryłam, że w znacznej mierze opiera się ona na ciężko dostępnych mąkach (z sorgo np.) lub na skrobiach, których nie posiadam w swojej kuchni... i dałam sobie spokój.
Niedawno zachęcona niechęcią mojej córki do kaszy jaglanej i mojej wielkiej chęci przemytu królowej kasz, postanowiłam zrobić placki (początkowo miałam nadzieję, że wyjdą naleśniki) z kaszy jaglanej i mąki ryżowej, jednak efekt nie powalił, wyszły suche, średnie w smaku, ale trzymały formę i to był jedyny plus, zmieszałam więc je z musem owocowym, dzięki czemu były w miarę jadalne. Tym razem dla poprawy smaku oraz odjęciu im suchości, dodałam ziemniaki :) i z efektu jestem bardzo zadowolona. Wyszły mini naleśniki, które polałam musem truskawkowo - daktylowym, możecie użyć dowolnej polewy z innych owoców, mieszanki słodu z cynamonem, bitej śmietanki kokosowej itp.


Dużym plusem tych placków jest to, że trzeba je smażyć na niewielkiej ilości oleju, patelnię smarujemy cienkim filmem tłuszczu ręcznikiem papierowym lub kromką chleba (jak przy naleśnikach), inaczej nie wyjdą, więc nie oszukujcie :)
Placuszki smakują oczywiście nieco inaczej niż znane nam smażeniny, ale córka jadła i bez sosu i z sosem, pobierała dokładki, jaglanka przemycona, matka czuje się ukontentowana :)


Placki jaglano - ryżowe
Składniki
(nie liczyłam, ale placków wychodzi dużo, na początek zróbcie z połowy porcji)
1/2 szklanki kaszy jaglanej
400 - 500 g ziemniaków
szklanka mąki z brązowego ryżu
sól
2 szklanki roślinnego mleka
kilka łyżek oleju
można dodać dowolne inne przyprawy, sama nie chciałam za bardzo eksperymentować

sos truskawkowo - daktylowy
ok 500 g truskawek
10 miękkich niesiarkowanych daktyli


Wykonanie
Ziemniaki gotuję do miękkości z dodatkiem soli, odlewam wodę, odparowuję i miksuję na gładko (można w blenderze, można żyrafą, można przecisnąć przez praskę lub utłuc tłuczkiem).
Kaszę przelewam na drobnym sitku wrzątkiem, płuczę pod zimną wodą, przekładam do garnka, zalewam dwiema szklankami wody (celowo aż tyle, by kasz się nieco rozgotowała), zagotowuję, sypię płaską łyżeczkę soli oraz łyżeczkę oleju, zmniejszam płomień na mały, kładę uchyloną pokrywkę i gotuję przez 12 - 15 minut, kasza ma być lekko rozgotowana i wilgotna, ale bez nadmiaru wody. Zamykam pokrywką i daję jej jeszcze dojść przez ok 10 minut.
Kaszę przekładam do blendera, miksuję, dolewam stopniowo szklankę mleka blendując do powstania budyniu, łączę z ziemniakami i dalej miksuję przez chwilę. W osobnym naczyniu łączę mąkę ryżową ze szklanką mleka, mieszam do uzyskania jednolitej masy; dodaję do masy jaglano - ziemniaczanej, porządnie mieszam.
Masa smakiem nie powala, ale warto ewentualnie dosmaczyć dodatkową sporą szczyptą soli, ewentualnie innymi przyprawami, myślę, że dodatek startej gałki muszkatołowej miałby sens.
Odstawiam masę na kilkanaście minut.
Rozgrzewam na palniku patelnię (teflonową, myślę, że na ceramicznych to się nie uda), smaruję niewielką ilością oleju, wykładam na nią porcje masy - na jeden placek łyżka do zupy, nie więcej - prażę przez chwilę, aż masa z wierzchu wyda się zwarta (nie czekamy zbyt długo, zrumienione ranty mogą świadczyć o przypaleniu placków, a najlepsze wychodzą lekko rumiane) podważam cienką szpatułką i przekładam na drugą stronę (warto w trakcie przekładania zestawiać patelnię na bok, do przerzucenia wszystkich sztuk, dzięki temu unikniecie przypalenia). Prażę przez chwilę, placuszki są gotowe, gdy po silnym poruszeniu patelnią - ślizgają się po niej (ponownie - jak przy naleśnikach). Gotowe przekładam na talerz, przed każdą kolejną wykładaną porcją placuszków - patelnię smaruję olejem.
Placki najlepiej smakują zaraz po przyrządzeniu, na ciepło.


Sos przygotowuje się bardzo łatwo. Daktyle wstępnie kroję i blenduję z garścią truskawek (jeśli macie twardsze sztuki - warto je wcześniej namoczyć), jak blender przestanie szaleć (czyli zmieli daktyle), dodaję kolejną porcję truskawek i blenduję dalej. Warto zachować sobie 100 - 150 g owoców do pokrojenia i wyłożenia na placuszkach. Sosu można użyć również do makaronu, klusek, naleśników, lodów itp.

26 czerwca 2013

Crumble z rabarbarem

Sezon na rabarbar dobiega końca, a chyba nie ma smaczniejszego spożytkowania tego warzywa niż połączenie go z kruszonką, czas pokazać więc je na blogu. Crumble w sezonie piekę dwa razy w tygodniu i chyba nigdy mi się nie znudzi. Zrównoważona słodycz połączona z kwaśnym rabarbarem i chrupką przypieczoną posypką, dla mnie deser idealny! W dodatku bardzo prosty i szybki w wykonaniu.
Dzisiejsza wersja jest oczywiście bez cukru, z dodatkiem słodu, kruszonka składa się z pełnoziarnistej mąki orkiszowej drobno mielonej i masła orzechowego (za podpowiedź ponownie dziękuję Gosi), w ramach rozpusty - z dodatkiem bitej śmietanki kokosowej, polecam :)


Składniki
(na formę o średnicy ok 30 cm)
ok 700 g rabarbaru (waga po odcięciu końcówek) najlepiej cienkich i jak najbardziej czerwonych
6 pełnych łyżek dowolnego słodu lub więcej (do 10)

kruszonka
szklanka pełnoziarnistej mąki orkiszowej drobno mielonej
4 czubate łyżki dowolnego masła orzechowego
4 pełne łyżki dowolnego słodu
jeśli macie gęste zbite masło, warto dodać nieco mleka lub wody, myślę że od 1/4 do 1/2 szklanki

Wykonanie
Rabarbar pozbawiony końców kroję na kawałki (0,5 - 1 cm), mieszam z 6 łyżkami słodu przekładam do garnka i podgrzewam przez ok 15 minut na wolnym ogniu mieszając, powinien zmięknąć i puścić sok (przy tych składnikach wcześniejsze podgrzanie jest konieczne, bo deser wyjdzie za suchy). 
W tym czasie przygotowuję kruszonkę: wyrabiam krótko wszystkie jej składniki.
Warto spróbować sok, który wypuścił rabarbar, jeśli wyda się Wam za kwaśny, dodajcie jeszcze trochę słodu, wszystko zależy od gustu, a także od rabarbaru: im więcej zielonego, tym więcej słodkości będzie potrzebował.
Piekarnik rozgrzewam do temperatury ok 180 st C. W formie równomiernie rozkładam rabarbar wraz z sokiem, posypuję sprawiedliwie po całej powierzchni kruszonką. 



Wstawiam do piekarnika na środkową półkę i piekę przez 10 - 15 minut, do czasu, aż kruszonka się lekko zarumieni. Pilnujcie czasu, po 20 minutach może być już miejscami spalona. Można zjadać na ciepło lub zimno, ja najbardziej lubię crumble zaraz po wyjęciu z piekarnika.
Można zjadać solo lub w wersji rozpustnej z lubianymi lodami lub śmietanką np. kokosową. Śmietankę robię tak: na czubatą łyżkę odstanego w lodówce mleka kokosowego przeznaczam łyżkę słodu, ubijam w blenderze do napuszenia. Smacznego :)




24 czerwca 2013

Burgery z czerwonej soczewicy, bułki i dodatki

Dzisiaj domowe wegańskie burgery - menu, które nie zdarza mi się często, ale raz na jakiś czas można sobie pozwolić i na takie, a przy okazji podzielić się kilkoma przepisami z Wami i zrobić wreszcie legendarny majonez z ubitego mleka sojowego i oliwy /to ten uśmiechnięty, sojaturobię? ;)/.


W skrócie: bułki drożdżowe, kotlety z czerwonej soczewicy, majonez z mleka sojowego z czarną solą, sos czosnkowo - koperkowy, bardzo gęsty i konkretny sos BBQ z wędzonymi śliwkami i wędzoną papryką oraz chrupiące dodatki: czerwona cebula marynowana w soku z limonki i carpaccio z botwinki. Całościowo wyszły bardzo smakowicie i sycące, następne zrobię chyba za rok ;)
Bułki burgerowe zrobiłam na podstawie przepisu z książki Lukasa Volgera "Veggie burgers every which way" w wersji zweganizowanej.

Składniki
na 10 - 12 sztuk
1 i 1/2 szklanki mleka sojowego (robiłam też na ryżowym) lub pół na pół z wodą
ok 3 szklanek mąki pszennej 650
1 szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej
1/2 szklanki płatków owsianych lub mąki owsianej
25g świeżych drożdży
niepełna płaska łyżka soli
1/4 szklanki oleju o raz dodatkowe 2 łyżki, jedna potrzebna do posmarowania ciasta przy wyrastaniu, druga do posmarowania bułek przed włożeniem do piekarnika
2 łyżki słodu (ryżowego, orkiszowego, jęczmiennego itp)
łyżka melasy
dowolne nasiona/ ziarna do posypania wierzchu (mak, siemię lniane, sezam, mogą być pestki dyni, słonecznika itp)

Kilka słów wstępu: wszystkie składniki do przygotowania ciasta drożdżowego powinny mieć pokojową temperaturę, oprócz drożdży oczywiście, których nie wypada trzymać poza lodówką. Mąki zawsze przesiewam przez gęste sito dla napuszenia, pełnoziarniste też, otręby z sitka dodaję do ciasta. Bułki najlepiej smakują w dniu pieczenia, ale lepiej upiec je wieczorem i jeść następnego dnia. Bardzo fajny sposób z przebijaniem ciasta i nastawianiem do ponownego rośnięcia opisała Ewelina z Around the kitchen table (klik), super efekt, spróbujcie kiedyś koniecznie!

Wykonanie
Do garnuszka wlewam mleko, chwilę podgrzewam, tylko tyle, żeby było ciepłe, zestawiam z ognia, dodaję drożdże, mieszam do ich rozpuszczenia, czekam kilka minut, aż spienią mleko.
W tym czasie w misce mieszam suche składniki: przesiane mąki (proponuję na początek dodać 2 szklanki mąki pszennej 650), płatki owsiane zmielone w młynku do kawy i sól.
Do spienionego mleka dodaję słód, melasę i olej, mieszam, wlewam do mąk, wyrabiam przez kilka minut, ciasto na tym etapie jest bardzo niewdzięczne i klejące się, ja oddaję je córce, by mogła się wyżyć :)


Teraz stopniowo dodaję kolejną porcję mąki pszennej 650: 1/2 szklanki lub szklankę, w zależności od tego z jaką ilością będzie lepiej współpracować: jeśli uda się wyrobić ciasto z pierwszą opcją - super, jeśli nie, dodaję więcej mąki. Dodam, że przy cieście w tych proporcjach nie uda się uzyskać super elastycznego ciasta, pozostanie lepkie, jednak celowo nie dodaję jeszcze więcej mąki.
Ciasto natłuszczone olejem pozostawiam w misce zakrytej folią spożywczą (lub ściereczką) do podwojenia objętości (godzina lub dłużej).
Po tym czasie dzielę je na 10 - 12 równym części, formuję kule, wykładam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia (w kilkucentymetrowych odstępach), wierzch smaruję olejem (lub ciepłym mlekiem), posypuję nasionami, przykrywam ściereczką na ok 10 minut do ponownego napuszenia, piekę w piekarniku nagrzanym do 200 st C przez ok 20 minut. Studzę na kratce.




Kotlety z czerwonej soczewicy
(na ok 10 sztuk)
szklanka czerwonej soczewicy
200 g pieczarek
czubata łyżeczka curry
pełna łyżeczka zmielonego kuminu
pełna łyżeczka zmielonej kolendry
garść posiekanej natki pietruszki
ok szklanki płatków owsianych
sól
2 ząbki czosnku
3 łyżki oleju + dodatkowy do smażenia kotlecików

Wykonanie
Soczewicę moczę przez noc lub w ciągu dnia - przez godzinę, dwie.
W garnku o grubym dnie rozgrzewam 3 łyżki oleju, dodaję curry, kolendrę i kumin, prażę na niedużym ogniu   przez minutę, dodaję pokrojone pieczarki, mieszam, kładę pokrywkę i duszę przez 5 minut. Dodaję przepłukaną soczewicę, zalewam ok 3/4 szklanki wody, zagotowuję, dodaję pełną łyżeczkę soli, zmniejszam płomień na mały i gotuję z uchyloną pokrywką przez kilka minut: 6 - 7. Soczewica powinna być ugotowana, ale nie rozgotowana, jeśli po tym czasie ziarna będą twarde, dolejcie odrobinę wody i dogotujcie. Jak masa nieco przestygnie dodaję posiekaną pietruszkę, doprawiamy wg uznania- dodatkowa porcja soli, czosnek, opcjonalnie pieprz, można dodać drobno pokrojoną cebulę. Teraz dodaję zmielone w młynku do kawy płatki owsiane - jeśli będziecie mieli sposobność wstawić masę do lodówki - wystarczy 3/4 szklanki, jeśli nie - potrzebna będzie szklanka. Mieszam, wstawiam masę do lodówki na pół godziny lub dłużej, następnie formuję kotleciki (wyszło mi 10), smażę na rozgrzanym na patelni oleju na złoto z obu stron. Osączam z nadmiaru tłuszczu na papierowych ręcznikach. Kotlety można też usmażyć na patelni grillowej posmarowanej olejem lub spróbować upiec, jednak z moich doświadczeń wynika, że smażone są dużo smaczniejsze.

Cebula marynowana w soku z limonki, z patentu Nigelli Lawson. Bardzo fajny dodatek do sałatek, kanapek i burgerów oczywiście, ja lubię również solo. Marynowanie odbiera cebuli trochę jadu, ale pozostaje ona chrupka, zyskuje piękny kolor i cytrynowy, orzeźwiający smak, dla mnie pycha!


Składniki
1 większa czerwona cebula
sok z 2 limonek lub 1 większej cytryny

Wykonanie
Cebulę kroję dowolnie: kostka, piórka, krążki, zalewam sokiem z limonki, mieszam, wstawiam w zamkniętym naczyniu do lodówki przynajmniej na godzinę lub całą noc.


Przygotowałam również carpaccio z botwinki, mnie smakowało i w burgerach i na kanapkach posmarowanych serkiem z nerkowców, ale moja córka je wybierała ze swoich bułek, trochę mnie to zdziwiło, bo burakami marynowanymi w oliwie i balsamico (klik) bardzo się zajadała... Przygotowałam je tak samo, jak w przepisie z linku, zamarynowałam tylko cienko pokrojone młode buraczki i łodygi, liście zachowałam do wyłożenia na talerzu.


Gdybym miała jeszcze jedne podejście- cienko pokrojone plasterki ugrillowałabym lub upiekła.

Sosy przygotowałam dwa, chociaż ostatecznie wyszły trzy. Jeden z nich to majonez z ubitego mleka sojowego i oliwy, wyszedł prawie jak prawdziwy. Sugerowałam się przepisem Kasi Biernackiej z forum Empatii (klik), jednak przyznam, że nie byłam w stanie dodać całej szklanki oleju i trochę oszukałam ;) Dosmaczyłam go czarną solą, o której pisałam przy zupie szczawiowej (klik), dzięki temu wyszedł bardzo zbliżony do oryginału.


Majonez z mleka sojowego
Składniki
szklanka mleka sojowego
oliwa lub neutralny w smaku olej (od 1/2 do 1 szklanki)
płaska łyżeczka zmielonej czarnej soli lub zwykłej
czubata łyżka musztardy (używam Dijon)
2 łyżki soku z cytryny/ limonki
opcjonalnie 2 - 3 łyżki dowolnej kaszki błyskawicznej lub zmielonych w młynku do kawy migdałów / orzechów

Wykonanie
Mleko wlewam do miksera, chwilę blenduję do spienienia, dodaję przyprawy, a następnie stopniowo oliwę, blenduję do uzyskania gęstej śmietany. Im więcej oliwy dodacie, tym gęstszy wyjdzie produkt końcowy, dodatkowo można zagęścić go kaszą lub mielonymi na mąkę orzechami. Miejcie na uwadze, że po odstaniu w lodówce, majonez jeszcze bardziej zgęstnieje.
Do części majonezu dodałam przeciśnięte przez praskę 3 ząbki czosnku i garść posiekanego koperku, w rezultacie miałam 2 sosy z jednego.

Przygotowałam również sos barbecue słodko - ostry, polecam również do grillowanych warzyw, tofu czy tempehu.



Sos BBQ
Składniki
2 szklanki przecieru pomidorowego (passaty) lub soku
1 większa cebula
8 wędzonych śliwek
łyżeczka ostrej wędzonej papryki w proszku (można użyć łagodnej, ale wtedy warto mieć też chili)
2 łyżki soku z limonki lub więcej
2 większe ząbki czosnku
3 łyżki oleju/ oliwy
opcjonalnie sól

Wykonanie
Śliwki zalewam niewielką ilością wody i moczę, aż trochę zmiękną (ok godziny). W niedużym garnku o grubym dnie lub na patelni rozgrzewam olej, wrzucam pokrojoną drobno cebulę, smażę do zeszklenia, sypię wędzoną paprykę i mieszając podgrzewam przez chwilę, wlewam przecier, dodaję przepłukane śliwki i podgrzewam na wolnym ogniu przez ok 20 minut. Studzę, wyciągam śliwki, odrzucam pestki (jeśli uda Wam się zdobyć wypestkowane - jesteście szczęściarzami :), ja na takie nigdy nie trafiłam), owoce przekładam z powrotem do garnka, miksuję w blenderze, przyprawiam sokiem z limonki, przeciśniętymi przez praskę ząbkami czosnku, ewentualnie solą. Sos wychodzi bardzo gęsty, jeśli wolicie rzadsze konsystencje- dodajcie odrobinę delikatnego bulionu lub wody.

Oczywiście burgery każdy komponuje sam, możecie też postarać się o więcej dodatków: grillowanych, pieczonych, świeżych lub kiszonych warzyw. W sezonie kapuścianym dobrym dodatkiem będzie surówka z kapusty, np. taka (klik).

Zamiast proponowanych sosów można przyrządzić dowolne pesto, hummus itp., możliwości jest bardzo dużo, eksperymentujcie! :)



Bułki kroję na pół, podpiekam na patelni grillowej przecięciem do dołu, obie połówki smaruję majonezem lub sosem koperkowo - czosnkowym, kładę wybrane dodatki, liście sałaty, rukoli, na to kotlet posmarowany sosem BBQ, zamykam, gotowe! :)

16 czerwca 2013

Błyskawiczne mleko migdałowe lub orzechowe

Witajcie, dzisiaj szybko, krótko i na temat. Myślę, że w okresie wzmożonej produkcji koktajli owocowych, przyda się Wam patent na roślinne błyskawiczne mleko DIY, gotowe w minutę!
Za pomysł bardzo dziękuję Gosi, z którą od czasu do czasu mailuję i uczę się wielu mądrych rzeczy.
Czego potrzebujemy do zmontowania błyskawicznego mleka? Migdałów lub orzechów (bardzo polecam Wam mleko laskowe, które jest jednym z tych smaczniejszych), ciepłej wody, młynka do kawy (kupiłam wiele lat temu najtańszy jaki był, chyba za 40 zł i używam do mielenia siemienia, orzechów, płatków owsianych itp.) i minuty czasu. Tak, minuty! Takie proste, że też sama na to nie wpadłam :) Do dzieła!




Składniki
szklanka obranych migdałów (lub orzechów laskowych)
2 - 3 szklanki wody

Wykonanie
Migdały wrzucam do młynka (te proporcje na 2 razy), mielę na mąkę, zalewam ciepłą wodą, porządnie mieszam (lub blenduję), użyjcie 2 - 3 szklanek wody, z dwiema będzie bardziej aromatycznie, z trzema - ekonomicznie.
Przy okazji, chciałam Wam bardzo polecić mleko laskowe, tak samo pyszne jak kokosowe (klik).



O obieraniu migdałów pisałam w poście o tradycyjnym mleku migdałowym (klik), z orzechami laskowymi postępujemy inaczej: wsypujemy je na rozgrzaną suchą patelnię i prażymy przez kilka minut mieszając, aż skórki się przypieką i zaczną pękać, wyrzucamy je na szmatkę, zamykamy i mocno pocieramy dłońmi - skórki zaczną odpadać. Te orzechy, z których skórki nie odpadły - wrzucamy ponownie na patelnię i prażymy przez  chwilę, przerzucamy na szmatkę i pocieramy. Z takich orzechów przygotowujemy mleko sposobem dłuższym, jak migdałowe (klik) lub błyskawicznym z powyższego przepisu.

12 czerwca 2013

Wiosenny dhal z botwinką i kalarepką

Uwielbiam ten czas, gdy z każdym kolejnym wiosennym dniem pojawiają się nowe warzywa i owoce. Będzie coraz lepiej :) Jednak również i w tym okresie nie zapominam o strączkach, raczej tych lżejszych, jak soczewica, cennym źródle białka roślinnego i składników mineralnych.
Dzisiaj zapraszam Was na wiosenne, smakowite danie w indyjskim klimacie z udziałem czerwonej soczewicy, kalarepki i botwinki.




Składniki
(jeśli zjadany z kaszą/ ryżem - dla 3 -4 osób na 2 dni)
2 małe kalarepki
500g młodych buraków z łodygami i liśćmi
1 i 1/2 szklanki czerwonej soczewicy
1/2 szklanki przecieru pomidorowego lub soku (lub więcej)
czubata łyżeczka curry
pełna łyżeczka zmielonych nasion kolendry
pełna łyżeczka zmielonego kuminu
łyżka imbiru startego na tarce o drobnych oczkach
czubata łyżeczka soli lub więcej
3 ząbki czosnku
4 łyżki oleju/ oliwy
sok z 1 limonki lub cytryny
garść natki pietruszki lub kolendry
dla wielbicieli bardziej ostrych smaków - można dodać chili
warto mieć pod ręką 1/2 szklanki delikatnego bulionu lub wody dla kontrolowania konsystencji

Wykonanie
Soczewicę zalewam wodą i moczę przez noc lub w ciągu dnia przynajmniej przez pół godziny, płuczę, zalewam 3 szklankami wody, zagotowuję, zbieram szum, zmniejszam płomień na mały i gotuję pod uchyloną pokrywką przez 5 - 10 minut (jeśli moczyła się przez noc - 5 minut, jeśli krótko lub wcale - ok 10 minut). W tym czasie rozprawiam się z warzywami.
Na dużej patelni lub w szerokim garnku o grubym dnie rozgrzewam olej, wrzucam curry, kolendrę i kumin, prażę na niewielkim ogniu przez minutę, dodaję imbir, mieszam, po chwili obraną, pokrojoną w małą kostkę kalarepkę, podgrzewam mieszając przez 5 minut. Dodaję pokrojone wyszorowane nieobrane buraczki (średnie i mniejsze kroję na plasterki, większe kroję najpierw wzdłuż na pół) i podgrzewam przez ok 5 minut. Dodaję powoli soczewicę wraz z wodą w której się gotowała, czubatą łyżeczkę soli i gotuję przez 10 minut lub chwilę dłużej (sprawdzamy czy soczewica jest ugotowana), teraz wrzucam połowę pokrojonych łodyg botwinki (połowa ze względu na dziecko, które narzeka, gdy jest ich zbyt dużo), część można zarezerwować do posypania na końcu do gorącej potrawy - ja tak robię - przyjemnie chrupią :) Po kilku minutach wlewam przecier, wciskam przez praskę czosnek, wyciskam sok z limonki, dodaję połowę (jw) pokrojonych drobno liści botwinki. Mieszam, wyłączam gaz, sypię zarezerwowane na koniec łodygi i natkę.
Teraz ewentualnie dolewamy bulion do uzyskania lubianej konsystencji i dosmaczamy dodatkową porcją soli, zaostrzamy smak chili. Zjadamy z kaszą, ryżem lub pieczywem.

10 czerwca 2013

Sałatka z pieczonej rzodkiewki i migdałów

Dzisiaj rzodkiewka w nieco innej odsłonie - pieczonej! Propozycja dla tych, którzy dla odmiany chcieliby poznać jej inne oblicze. Rzodkiewki piekę od jakiegoś czasu, koniecznie z migdałami, dla mnie połączenie idealne, jednak pieczenie tylko w oliwie i soli - choć dawało ciekawy efekt - pozostawiało poczucie braku "czegoś", kropki nad "i". Rozważałam dodanie sosu sojowego, ale ostatecznie zdecydowałam się na ocet balsamiczny - niezawodny towarzysz pieczonych i grillowanych warzyw - i to był strzał w dziesiątkę, dodał charakteru i zaokrąglił smak. Sałatka z połączenia pieczonych rzodkiewek, pieczonych migdałów i balsamico wypada genialnie, możecie przyszykować ją jako dodatek do obiadu, na imprezę domową lub spotkanie przy grillu, polecam.



Składniki
(dla 4 - 6 osób)
30 średnich rzodkiewek
1/2 szklanki migdałów
garść dowolnych sałat i ziół (u mnie porwane liście rzodkiewki, sałata krucha, masłowa, szpinak, liście botwinki, natka pietruszki, obowiązkowo rukola)
4 łyżki oliwy
2 - 3 łyżki octu balsamicznego
sól

Wykonanie
Z rzodkiewek odcinam końce korzonków i łodygi z liśćmi (jeśli macie warzywa niepryskane - część świeżych liści można wykorzystać do sałatki w formie surowej, a część podpiec, dorzucając je w połowie pieczenia korzeni, można też je odłożyć i wykorzystać do zupy, pesto, serków itp.), kroję wzdłuż na pół, mieszam z 4 łyżkami oliwy i sporą szczyptą soli, dodaję grubo pokrojone migdały, mieszam i piekę w żaroodpornym naczyniu w piecyku nagrzanym do ok 200st C przez ok 30 minut, aż się lekko przypieką, w trakcie mieszam 2 razy.
Po wyjęciu z piekarnika polewam octem balsamicznym (początkowo proponuję dodać 2 łyżki, potem można dodać więcej), mieszam, przyprawiam jeszcze solą. Łączę z przyszykowanymi sałatami i ziołami. Teraz można polać dodatkową porcją octu i oliwy, smacznego!




8 czerwca 2013

Rejuvelac i serek z nerkowców inaczej

Do tej pory pojawiło się na blogu kilka wersji "sera" bez sera, z których jednym z najbardziej ulubionych jest wersja z nerkowców kiszonych (klik). Dzisiaj będzie o innej opcji pysznej smarownej pasty, którą odkryłam dzięki książce "Artisan Vegan Cheese" Miyoko Schinner.




Przy okazji, polecam Wam Wegarnię (klik) - dobre miejsce z książkami wegańskimi i wegetariańskimi w przyzwoitych cenach, gdzie kupiłam m.in. tę o serach.



Na temat receptur serowych Miyoko, znalazłam różne opinie, jedni nazywają ją wegańskim geniuszem, innym nie wszystkie przepisy przypadły do gustu (mnie osobiście nie zachwycił pomysł utwardzenia sera olejem kokosowym), jednak to, do czego Was bardzo zachęcam, to prosta produkcja starteru, zwanego rejuvelac.
Cóż to za stwór? Jest to fermentowany płyn, produkowany z dowolnych kiełkowanych pełnych ziaren. Możecie użyć orkiszu, gryki, jęczmienia, brązowego ryżu, żyta, quinoa itp. Osobiście robiłam z orkiszu i quinoa, przy czym quinoa jest bardziej wdzięcznym (i wartościowym) materiałem.
Przepłukane ziarna (ok 1/2 szklanki) należy namoczyć na kilka godzin (czas moczenia możecie sprawdzić m.in. tu - klik), a następnie kiełkować według klasycznych zasad domowej produkcji kiełków. W skrócie: przesypujemy ziarna do słoika z dziurkami (lub zabezpieczonego gazą lub kiełkownicy lub na sitko), płuczemy 2 - 3 razy dziennie, stawiamy w nienasłonecznionym miejscu pod kątem i hodujemy aż kiełki osiągną długość ziarna. Następnie przekładamy je do litrowego słoika, zalewamy wodą, zabezpieczamy górę gazą i zostawiamy w zacienionym miejscu na 2 - 6 dni (im dłużej, tym większa "moc" w smaku i zapachu bazy). Raz dziennie warto przemieszać zawartość słoika drewnianą łyżką. Rejuvelac w trakcie produkcji będzie się lekko pienił i mętniał, jak każdy produkt fermentowany - ma swój zapach i smak, jednak nie może śmierdzieć, pleśnieć itp., więc jeśli coś takiego Wam się przytrafi - będziecie musieli go wyrzucić.




Po tym czasie przecedzamy płyn i przechowujemy w lodówce przez 2 - 3 tygodnie, używając jako bazy do dosmaczania serków, zup itp. Warto dodać, że płyn jest wspaniałym źródłem składników odżywczych, w wielu krajach został wprowadzony do handlu, a ludzie kupują go nie tylko do dosmaczania potraw i podnoszenia ich walorów odżywczych, ale również jako zdrowy, orzeźwiający napój do wypicia.
Rejuvelac jest bazą wielu serków pokazanych w książce Miyoko. Są w niej sery smarowne, krojone, rozpuszczające się, jest wegańska mozzarella, cheddar, brie, są sosy, fondue, a także desery. Część przepisów wraz z opiniami znajdziecie w internecie.



Oprócz fermentowanej bazy, Miyoko używa płatków drożdżowych, pasty miso, różnych skrobi, agaru, oleju rzepakowego lub kokosowego itp., koniecznie zobaczcie ją w akcji (klik).
U mnie bardzo prosta wersja serka z nerkowców dosmaczonego solą (lub miso), płatkami drożdżowymi, koperkiem i szczypiorkiem. Miyoko moczy orzechy w wodzie, a potem miksuje ze starterem, jednak moim zdaniem, lepszy efekt smakowy (podobnie jak w serku z kiszonych nerkowców) daje moczenie orzechów bezpośrednio w płynie i ten sposób Wam polecam.

Składniki
szklanka nerkowców
ok 1 i 1/4 szklanki rejuvelacu (lub więcej)
pełna łyżka płatków drożdżowych (opcja)
sól lub pasta miso
dowolna zielenina (koper, szczypiorek, pietruszka, rukola itp)




Wykonanie
Nerkowce zalewam taką ilością rejuvelacu, by z naddatkiem je pokrył (niepełna szklanka) i moczę przez noc. Następnego dnia przerzucam je do blendera, zalewam 1/4 szk. płynu i blenduję. Dosmaczam solą (niepełna płaska łyżeczka lub więcej) i płatkami drożdżowymi. W zależności od Waszych kubków smakowych - rejuvelacu można dodać nieco mniej lub więcej oczywiście. Dodaję pokrojoną zieleninę, przechowuję w zakręconym słoiku w lodówce przez kilka dni. Rada Miyoko jest taka, by pozostawić gotowy ser w zacienionym miejscu przykryty gazą na kilka godzin, dzięki czemu nabierze jeszcze mocniejszego smaku, eksperymentujcie - ja tego nie robiłam.

6 czerwca 2013

Botwinka z mlekiem kokosowym

Dzisiaj sezonowo, już jest botwinka! Pyszne młode buraczki, z których obowiązkowo gotuję zupę. W zeszłym roku pokazywałam jedną opcję (klik), dzisiaj wersja prostsza: z mlekiem kokosowym zamiast moczonych nerkowców, bez smażenia, za to koniecznie z zeszłorocznym burakiem, przecierem pomidorowym, sokiem z limonki (cytryny) i dużą ilością świeżego koperku. Pycha na ciepło lub jako chłodnik.
Najsmaczniejsze buraki, a z nich zupa, to ćwikłowe - podłużne - jeśli będziecie mieli sposobność, koniecznie kupcie właśnie takie. Z okrągłych też wyjdzie smaczna, ja tym razem zrobiłam właśnie z takich, gdyż ćwikłowe mam jeszcze zbyt małe, ale nie miałam już cierpliwości, by na nie czekać, musiałam już dzisiaj ugotować zupę botwinkową. Mój mały przeciwnik wszelkich większych kawałków zieleniny w zupach, w tym liści botwinki, zjadł dzielnie cały talerz :)




Składniki
(dla 3-4 osób na 2 dni)
ok 800 g botwinki wraz z łodygami i liśćmi
2 średnie marchewki
nieduża pietruszka
1 większy zeszłoroczny burak
szklanka gęstego przecieru pomidorowego (passaty) lub soku
1 i 1/2 szklanki mleka kokosowego
sok z połowy limonki lub cytryny lub kilka łyżek soku z kiszonych ogórków
3 liście alurowe
4 ziarenka ziela angielskiego
garść świeżego koperku, można dodać również posiekany szczypior
sól

Wykonanie
W garnku zagotowuję 2 litry wody, wrzucam obrane i starte na tarce o drobnych (lub grubych) oczkach marchewki, pietruszkę, burak oraz liście laurowe, ziele angielskie i płaską łyżkę soli. Zmniejszam płomień na mały, kładę uchyloną pokrywkę i gotuję przez ok 25 minut.
W tym czasie rozprawiam się z botwinką. Nieobrane, wyszorowane buraczki kroję na plasterki, jeśli są maleńkie zostawiam w całości, większe kroję najpierw na pół, dodaję do zupy. Po ok 5 minutach dorzucam drobno pokrojone łodygi, wlewam przecier pomidorowy i mleko, mieszam. Po kilku kolejnych minutach wrzucam posiekane liście, podgrzewam tylko tyle by zmiękły. Wyłączam gaz, dosmaczam sokiem z limonki, posypuję koperkiem. Dodam od razu, że odstana zupa zyskuje na smaku, zostawcie więc ją na pół godziny (lub dłużej) pod pokrywką, potem ewentualnie doprawcie. Można też ją przygotować wieczór wcześniej. Dodatkiem do zupy mogą być (wg niektórych nawet muszą) ugotowane lub pieczone ziemniaki, szczodrze posypane koprem, podane na oddzielnych talerzykach. Smacznego :)






4 czerwca 2013

Kofta z tofu w sosie pomidorowo- kokosowym

Wiem, że niektórzy czekają na sezonowe wiosenne dania, ale o tych koftach muszę Wam napisać.
Zachęcona pochwałami koft Magdy z I can't believe it's vegan na Potyczkach, postanowiłam odtworzyć je w domu. Trochę ryzykowanie (bo przecież z tofuuuuu!) przygotowałam je na imprezę z udziałem mięsożernych gości, licząc, że przypadną do gustu smakoszom kuchni indyjskiej, nie pomyliłam się! Są smaczne, sycące, a do tego proste i dość szybkie w wykonaniu.
Dzisiaj przedstawiam wersję w zmniejszonych proporcjach, w sam raz na obiad dla trzy - czteroosobowej rodziny, do tego kasza (polecam jęczmienną) lub ryż i sezonowa sałatka. Nie zapomnijcie o sosie, bez tego kofty się nie liczą! :)




Składniki
Kofty 
(na ok 15 niedużych sztuk)
300 g tofu naturalnego
średnia cebula
3 łyżki soku z cytryny
łyżeczka soli
czubata łyżeczka curry w proszku
po pół łyżeczki zmielonej kolendry i kuminu
opcjonalnie garść posiekanej natki pietruszki
5 pełnych łyżek mąki kukurydzianej
olej do smażenia

Sos
1 i 1/2 szklanki gęstego przecieru pomidorowego (passaty) lub soku
3/4 szklanki mleka kokosowego
3 łyżki oleju
czubata łyżeczka curry
czubata łyżeczka startego na drobnej tarce korzenia imbiru
2 łyżki soku z limonki (cytryny) lub więcej
garść posiekanej natki pietruszki

Wykonanie
Tofu odciśnięte z nadmiaru wody w papierowych ręcznikach wstępnie rozgniatam widelcem, wrzucam do blendera i blenduję z sokiem z cytryny i pokrojoną dość drobno cebulą, dodaję przyprawy, miksuję chwilę. Mieszam z pokrojoną natką i mąką kukurydzianą. Z gotowej masy formuję niewielkie kulki zwilżonymi dłońmi, lekko spłaszczam, smażę na złoto z obu stron na rozgrzanym na patelni oleju, wykładam na papierowe ręczniki.
W niewielkim garnku rozgrzewam olej na sos, wrzucam curry, prażę na niedużym ogniu przez minutę, dodaję imbir, mieszam, wlewam przecier pomidorowy, podgrzewam przez kilka minut, dodaję mleko kokosowe, mieszam i wyłączam gaz. Przyprawiam sokiem z limonki, w zależności od stopnia przyprawienia przecieru, być może potrzebna będzie także sól. Posypuję posiekaną natką.
Jeśli danie będzie zjedzone zaraz po przygotowaniu, można przełożyć kofty do sosu, ale jeśli miałyby być konsumowane następnego dnia np. - warto i kofty i sos trzymać w oddzielnych naczyniach.