Powoli wracam do żywych, do normalności, do blogowania :) Ponieważ zbliżają się Święta, uraczę Was przepisem świątecznym. Jakiś czas temu pisałam o wegetariańskiej 'rybce' czyli wkładzie wege w tzw sosie greckim (klik klik). Dzisiaj znów o 'rybce' ;) Pomysł inspirowany przepisem na śledzie, które najpierw są smażone w panierce, następnie marynowane w zalewie octowej; osobiście takich śledzi nie jadłam, ale z powodzeniem goszczą w tej formie w wielu domach. Przyznam, że pomysł usmażonej bazy, którą marynuje się w zalewie octowej przypadł mi do gustu. Robiłam w ten sposób kotlety sojowe, ostatnio tofu i o ile tofu /jak zwykle w mojej suiektywnej opinii/ wygrywa smakowo, to panierka wypadła słabiej; do kotletów zrobiłam bardziej solidny pancerz, trzymał się w marynacie wzorowo, od tofu kołderka miejscami się odklejała, ale i tak wyszło smakowicie. Polecam jako zimną przystawkę na ucztę świąteczną czy imprezę lub po prostu dodatek do chleba.
Na chwilę jeszcze o wersji z kotletami (chodzi o tzw proteinę sojową), kilka osób pytało mnie o bezjajeczną wersję na panierkę, mi posmakowała taka: 'kotlety' gotuję w niewielkiej ilości wody (na poziom kawałków sojowych) z dodatkiem pokrojonych warzyw (marchew, mała pietruszka, kawałek selera), soli, 2 listków laurowych, 3 ziarenek ziela angielskiego, wrzucam również niewielką cebulę i 2 ząbki czosnku (w obierkach, jedynie umyte). Wywar z warzywami i przyprawami gotuję najpierw ok 15 minut, wtedy dorzucam kotlety, kilka minut wspólnego gotowania i wyrzucam na sitko. Podkład zrobiłam z mąki z ciecierzycy i gorącej wody (na opakowanie kotletów zużyłam 6 łyżek mąki i ok szklanki wody), do miseczki należy wsypać mąkę i mieszając widelcem wlewać stopniowo wodę w takiej ilości by utworzyła się kleista masa. Sypnęlam do niej kilka szczypt soli. Panierkę zastosowałam jedną z moich ulubionych, pisałam o niej tu (klik klik) (płatki drożdżowe, wiórki kokosowe, w stosunku 1 :1 :1 ), tylko zmniejszyłam ilość mąki kuku o połowę. Ugotowane kotlety maczałam najpierw w masie ciecierzycowej, następnie w panierce i smażyłam na złoto z obu stron. Przestudzone poleciały do marynaty, o której za chwilę, jednak muszę podkreślić, że kotlety tak usmażone (jeszcze przed marynowaniem) to były jedne z lepszych jakie jadłam :)
Teraz o tofu.
Składniki
1 kostka tofu naturalnego
sos sojowy
kilka łyżek mąki z ciecierzycy lub innej, kukurydzianej lub ziemniaczanej
olej do smażenia
zalewa
2 szklanki wody
7 łyżek octu jabłkowego
łyżeczka soli
2 czubate łyżki suszonej żurawiny (można użyć rodzynek lub nieco cukru)
łyżeczka ziaren gorczycy białej
6 listków laurowych
8 ziarenek ziela angielskiego
3 małe cebule
Wykonanie
Tofu suszę nieco, ściskając owinięte papierowym ręcznikiem. Kroję w kawałki (wg upodobań), każdy z nich zanurzam najpierw w sosie sojowym, następnie w mące ciecierzycowej i smażę na rozgrzanym oleju z obu stron, wykładam na papierowe ręczniki.
Do garnka wlewam wodę i ocet, dodaję sól i mieszam porządnie, zagotowuję, wrzucam pokrojoną cebulę (w plasterki lub piórka) i wyłączam gaz. Gdy marynata przestygnie w miseczce układam kawałki tofu przekładając je wypłukaną żurawiną (nie trzeba jej moczyć, wypłukać, ewentualnie pokroić), listkami laurowymi, ziarenkami ziela angielskiego, gorczycą i zalewając marynatą z dodatkiem cebuli. Przykrywam i wstawiam do lodówki na noc. To właściwie tyle, dodam tylko, że w miejsce tofu czy kotletów sojowych można użyć pieczarek czy kani lub warzyw, np selera korzeniowego, będę eksperymentować! :)
Przy okazji nadchodzących Świąt i Nowego (LEPSZEGO oczywiście) Roku, wszystkim którzy tu zaglądają lub wpadną przypadkowo, życzę wszystkiego co najlepsze, spełnienia marzeń, spokoju ducha i radości, cieszmy się z tego co mamy i czego nie mamy :)
Oceń przepis:
{[['']]}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz