Dzisiaj
hurtem :) ale tak naprawdę i z ręką na sercu polecam głównie pieczarki
balsamiczne, są pyszne na ciepło i po wystudzeniu; farinata raczej mi
nie wyszła, przykleiła się nieco do formy, popękała w kilku miejscach i
wyszła dość sucha, chociaż pyszna! Następnym razem będę ją podgrzewała
na patelni teflonowej.Natomiast pesto z liści mniszka nie posmakuje
każdemu, trzeba lubić w kulinariach nieco goryczki, ja nie przepadam,
ale przepis zamieszczam, ponieważ po podgrzaniu wypada znakomicie (część
zużyłam do tofucznicy- polecam, a część do farinaty- również polecam, z
dodatkiem pesto właśnie smakowała najlepiej).
Po
kolei, na początek pesto. Wcześniej z listkami mniszka trochę ćwiczyłam
i nie polubiliśmy się zbytnio, ale po pierwsze zaciekawił mnie przepis
Davida Lebovitza (klik klik), po drugie będąc na łące skusiły mnie młodziutkie listki mniszka i szczawiu, zerwałam jedno i drugie i ukręciłam pesto.
Mniszek pospolity działa leczniczo, odtruwająco na wątrobę; gorycze wspomagają trawienie i ułatwiają wchłanianie do krwiobiegu m.in witaminy B12 i żelaza (dwa
hasła bardzo znane wegetarianom), wspomagają także czynność serca,
wzmacniają organizm i polepszają nstrój :) Jest polecany również przy
przewlekłych zmęczeniach i chorobach zwyrodnieniowych układu kostno-
stawowego (na podstawie U. Buhring "Wszystko o ziołach"). Nic tylko
wybrać się na łąkę z dala od ulicy, rwać i jesć :) Upatrzyłam również
młodą pokrzywę, ale o niej będzie w innym odcinku.
Pesto z młodych liści mniszka i szczawiu
Składniki
duża garść liści młodego mniszka (przełom marca/ kwietnia, początek kwietnia)
garstka liści młodego szczaiu
po 2 czubate łyżki uprażonych na suchej patelni arachidów i ziaren słonecznika
2 łyżki soku z cytryny
5 łyżek oliwy (lub więcej)
2 większe ząbki czosnku
sól
czubata łyżeczka płatków drożdżowych (opcja)
Wykonanie
Zieleninę
płuczę, wrzucam do miski z dużą ilością chłodnej wody i trzymam ok 10
minut, wyjmuję, wytrząsam nadmiar wody, wstępnie kroję, wrzucam do
blendera, dodaję przeciśnięty przez praskę czosnek, a także oliwę,
orzechy i słonecznik, miksuję. Dodaję płatki drożdżowe, dosmaczam solą,
konsystencja na tym etapie przyjmuje formę pasty kanapkowej, jeśli ma
być użyta do sosu np, trzeba dodać trochę wody i oliwy. Tak jak pisałam
wyżej, gorzki posmak jest dla mnie średnioakceptowalny (dlatego unikam
gorzkich sałat), ale wiem, że niektórzy go lubią i to pesto jest
stworzone dla nich. Młody mniszek nie zawiera dużo goryczy, ale jest ona
wyczuwalna, mimo dodania liści szczawiu. Podobnie w sałatkch, jeśli
dodacie listki świeżego mniszka, to zdominuje smak. Podgrzewanie
eliminuje gorycz, jak również część składników odżywczych, ja swoje
pesto przeznaczyłam do tofucznicy (podgrzewane z tofu) i farinaty, oba
sposoby smakowo odpowiadały mi i rodzince.
Farinata/ socca
Rodzaj
placka /pieczywa o banalnym składzie: mąka cieciorkowa (farina/
chickpea/ garbanzo/ besan flour), woda, olej, przyprawy. Okazuje się, że
co przepis to inne proporcje, inny czas leżakowania ciasta /lub w ogóle
jego brak/, inne dodatki. Do ciasta możecie dodać ulubione zioła,
pesto, czosnek lub stworzyć z blatu spód do wegańskiej bezglutenowej
pizzy :)
Kierowałam się przepisem znalezionym u Gospodarnej narzeczonej (klik klik):
Składniki
200 g mąki z ciecierzycy (ok 1 i 3/4 szklanki)
200g wody (ok szklanki)
3 łyżki oleju
łyżeczka soli /ewentualnie pieprz/
czubata łyżka posiekanych igieł rozmarynu
Wykonanie
Mieszam
sypkie składniki, dolewam wodę energicznie mieszając by nie powstały
kluchy. Odstawiam ciasto na ok 2 h. Dodaję oliwę, mieszam. Ja ciasto
podzieliłam na 2, do jednej części dodałam 3 łyżeczki mniszkowego pesto,
o którym pisałam wyżej. Okrągłą blachę smaruję olejem i wkładam do
piekarnika nagrzanego do ok 200 st C (Narzeczona pisała o 220 st, ale
mam piekarnik bez regulacji :/), jak olej chwilę się nagrzeję, wylewam
porcję ciasta i piekę do zezłocenia się brzegów (ok 20 minut), potem to
samo z drugą porcją (nie zapomnijcie o smarowaniu blachy tłuszczem, bez
względu na to jak świetną, nieprzystającą foremkę macie). Po wyjęciu
można placki posmarować dodatkową oliwą, jak na mój gust- są za suche.
Tak jak pisałam we wstępie, ciasto przywierało do formy, choć dało się
odkleić i pękło w kilku miejscach, ale smakowo jak najbardziej ok,
zdecydowanie do powtórzenia.
Teraz
delikatesy, pieczarki balsamiczne :) Generalnie lubię do pieczarek po
kilkuminutowym podduszeniu dodać odrobinę czerwonego octu, wspaniale
wzbogaca ich smak. Tym razem pieczarki z octem balsamicznym, pyszne,
lekko słodkie, smakowały nam nawet po przestudzeniu. O dodawaniu do
pieczarek octu balsamicznego znalazłam również wzmiankę w "Kuchni Marty.
Kolory smaków" M. Gessler, z dodatkiem brązowego cukru, kto ma chęć
może eksperymentować :)
Składniki
ok 600 g pieczarek
2- 3 łyżki oleju/ oliwy
2 łyżki octu balsamicznego
2 duże ząbki czosnku
szczypta soli / ewentualnie pieprz
można sypnąć ulubionych ziół
Wykonanie
Pieczarki
czyszczę, ścinam końce trzonków i kroję na niezbyt cienkie plasterki
(jeśli pieczarki są małe, mogą być w całości). Na patelni rozgrzewam
tłuszcz, wrzucam grzyby, przykrywam i duszę ok 8 minut (w połowie
mieszam), dodaję ocet, mieszam, przykrywam jeszcze na 2- 3 minutki,
zdejmuję pokrywkę i duszę przez kilka minut do znacznego odparowania
sosu. Pod koniec wciskam przez praskę czosnek, mieszam i wyłączam gaz.
Posypuję szczyptą soli, można też sypnąć nieco pieprzu i ziół. Smacznego
:)
Oceń przepis:
{[['']]}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz